Moskwa
Rosja
St. Petersburg
Transsyberia
Rosja część trzecia - wielkomiejsko
Oka. Lajf gołs on. My wiemy, Wy wiecie i oni wiedzą, że wróciliśmy do Polski, bo wróciliśmy (dlatego nie pisaliśmy). Teraz nosimy ciepłe kapcie z Czech, jemy barszcz ukraiński, śpimy w szwedzkim łóżku i widzimy mamę Madzi w wiadomościach.
A tak by wszystko się zgadzało - przed Państwem zakończenie trylogii rosyjskiej - czyli Moskwa i St. Petersburg. To pierwsze to nic tylko "Seks w wielkim mieście", a drugie to wysoka sztuka i kultura. Wolimy kulturkę.
Moskwa
Kreml, Plac Czerwony, cerkwie, defilady, wielkie pomniki, sierp i młot. Jakoś tak to sobie wyobrażaliśmy. Liczyliśmy na szybkie dojście do siebie po tygodniu w pociągu. Prawie się udało. Wyra użyczyło nam miłe, nowoczesne małżeństwo z kotem i dość luźnym podejściem do życia. Ogólnie mieszkanie składało się z jednego pokoju i wyglądało jak nora studenta politechniki z ciężką depresją. Do tego mąż, który pozostanie anonimowy (bo nie wiemy jak się nazywał), a także jego koleżanka i koledzy lubili... no poprzytulać się. Aktywnie i w różnych kombinacjach ilościowo-akrobatycznych.... Na oczach żony (i kota!) i nas... Kiepskie to było. Kotu się nie podobało. Nam też, mimo że byli strasznie gościnni i proponowali dołączenie się, a jak nie to chociaż wódeczkę.
Oprócz Placu Czerwonego i okolic, które w sumie nie są tak wielkie jak pokazują w tiwi, trafiliśmy w kilka miejsc całkiem ciekawych. Np. do takiego ogrodu, gdzie rezydują pomniki tych wszystkich, którzy kiedyś byli wielcy, a potem skończyła się rewolucja. I tak obok siebie leżą w kawałkach Stalin, Dzierżyński, Breżniew i inni.
Hitem było muzeum starych gier. Każdy pewnie pamięta wszystkie rosyjskie wynalazki zapewniające rozrywkę za małolata. Tam były ich setki! Do tego masa maszyn, które zapewniały godziny polowań na sarny skaczące na patykach, pojedynków w statki w trójwymiarze i ogólnie masę różnych cudów, które były popularne zanim pojawiło się Nintendo64 albo Street Fighter II.
St. Petersburg
Jako, że nasz pobyt w aktualnej stolicy Rosji nie należał do najprzyjemniejszych, dość szybko przenieśliśmy się do stolicy byłej. Tam od samego początku było stanowczo lepiej. Zamieszkaliśmy sobie u Stasia, zajawkowego snowboardera i DJa, z którym zalegaliśmy przy piwku i sziszce, katując snow videos, odwiedziliśmy nieco dobrych imprezowni i ogólnie odbyliśmy zaawansowaną kurację po traumie z Moskwy. Jak nie zalegaliśmy u Stasia i Nastii (strasznie fajna banda), to siedzieliśmy u Ariny, której mama z zapałem nas dokarmiała, twierdząc, że jacyś tacy za chudzi jesteśmy, a kilo pierogów jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
St. Petersburg to w ogóle taki Amsterdam, tylko że w Rosji. Bardzo ładnie tam i panuje kulturka przez duże K. Widzieliśmy nawet Picassa, Rembrandta i... innych takich, których wypada zobaczyć. Z takich co nie wypada to widzieliśmy wystawę grafik malowanych na deskach longboardowych, chyba nawet ciekawszą. Było też nudne muzeum wódki, Johnny Depp, Sfinks prosto z Egiptu sporo budynków, których architekci trochę przesadzili ze skalą.
Jest zimno, mokro i pada, czyli wszystko wskazuje na to, że zbliżamy się ekspresowo do Polski. Tylko 1 300 km.
A tak by wszystko się zgadzało - przed Państwem zakończenie trylogii rosyjskiej - czyli Moskwa i St. Petersburg. To pierwsze to nic tylko "Seks w wielkim mieście", a drugie to wysoka sztuka i kultura. Wolimy kulturkę.
Moskwa - sięgnęliśmy bruku... |
Moskwa
Kreml, Plac Czerwony, cerkwie, defilady, wielkie pomniki, sierp i młot. Jakoś tak to sobie wyobrażaliśmy. Liczyliśmy na szybkie dojście do siebie po tygodniu w pociągu. Prawie się udało. Wyra użyczyło nam miłe, nowoczesne małżeństwo z kotem i dość luźnym podejściem do życia. Ogólnie mieszkanie składało się z jednego pokoju i wyglądało jak nora studenta politechniki z ciężką depresją. Do tego mąż, który pozostanie anonimowy (bo nie wiemy jak się nazywał), a także jego koleżanka i koledzy lubili... no poprzytulać się. Aktywnie i w różnych kombinacjach ilościowo-akrobatycznych.... Na oczach żony (i kota!) i nas... Kiepskie to było. Kotu się nie podobało. Nam też, mimo że byli strasznie gościnni i proponowali dołączenie się, a jak nie to chociaż wódeczkę.
sobotni poranek, mąż, miernej jakości cyc, koleżanka, kolega, żona poszła po kawę |
plac jak widać czerwony |
pisanki |
pałac kultury |
fantazja z parkowaniem! |
Włodi |
Hitem było muzeum starych gier. Każdy pewnie pamięta wszystkie rosyjskie wynalazki zapewniające rozrywkę za małolata. Tam były ich setki! Do tego masa maszyn, które zapewniały godziny polowań na sarny skaczące na patykach, pojedynków w statki w trójwymiarze i ogólnie masę różnych cudów, które były popularne zanim pojawiło się Nintendo64 albo Street Fighter II.
które miałeś ? |
czad! |
Star Craft AD 1980 |
polowanie |
hipsterka |
Jako, że nasz pobyt w aktualnej stolicy Rosji nie należał do najprzyjemniejszych, dość szybko przenieśliśmy się do stolicy byłej. Tam od samego początku było stanowczo lepiej. Zamieszkaliśmy sobie u Stasia, zajawkowego snowboardera i DJa, z którym zalegaliśmy przy piwku i sziszce, katując snow videos, odwiedziliśmy nieco dobrych imprezowni i ogólnie odbyliśmy zaawansowaną kurację po traumie z Moskwy. Jak nie zalegaliśmy u Stasia i Nastii (strasznie fajna banda), to siedzieliśmy u Ariny, której mama z zapałem nas dokarmiała, twierdząc, że jacyś tacy za chudzi jesteśmy, a kilo pierogów jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Audycja muzyczna |
hedonizm |
Piter nocny |
Piter dzienny |
Nasz wielki fan |
Amsterdam |
dżungla miejska |
sztuka! |
Taki prawie Kair |
kot w golfie z dziwną kawą |
nuda |
Jest zimno, mokro i pada, czyli wszystko wskazuje na to, że zbliżamy się ekspresowo do Polski. Tylko 1 300 km.
0 komentarze