Krok w szaleństwo (kulinarny)

Przepis jest prosty. Upchnij na niewielkiej przestrzeni Malajów z własną kuchnią, Hindusów ze swoją i dorzuć Chińczyków, którzy jak się dorwą do woka to niszczą system i nie mają kulinarnych hamulców (a przy okazji zużyją to czego nie tknęli pierwsi i drudzy). Otrzymujesz kulinarny krok w szaleństwo. Hell yeah!




Łapcie szybki przegląd najdziwniejszych potraw, które trafiły się na trasie.

1.  Zupa ze świńskich nosów (czyli –faak, do czego ta kolejka?!)

Malajowie jako muzułmanie nie jedzą wieprzowiny. Hindusi też tak sobie się do tego palą. No ale skoro już chińczycy się do rzeczonego prosiaka dorwali i wzięli co lepsze kawałki na grilla, to nie znaczy, że skośnooka gromadka z wózko-kuchnią nie użyje całej reszty. Nosów, uszu, nie wiem czego jeszcze – ale w każdym razie sprawi, że skoro już takowy opuścił ten świat, to przynajmniej może być dumy z tego co zostało na ziemi.  A została m.in. zupa ze świńskich nosów, którą łakome chińskie buźki uwielbiają.

Ciężko powiedzieć co w tym było, ale w całokształcie było super. W garze się to wszystko gotowało, a to co zostało było nooo… trochę chrupiące, trochę ciągnące, trochę nie wiadomo jakie, ale było stanowczo niezłe.  Do tego makaron, jajko, ostry sos, mały plastikowy stołeczek na ulicy i jest czad.



White curry mee

Brzmi niegroźnie. W sumie zupa curry z makaronem. Ale to kolejny krok w dzikie i nieczęsto zwiedzane części różnych stworów. Takie w sumie surf & turf. Tylko po chińsku. Przecież nikt inny by nie wpadł na pomysł, by do zupy curry z mlekiem skondensowanym i kokosowym, makaronem,  kostkami tofu i na koniec… kawałkami galaretki z krwi i ostrygami. I bang! Pozamiatane.

To jedna z lepszych zup jakie się nawinęły w Penang. A Penang jest azjatycką stolicą szamy i traktują ją tam poważnie.  Smakuje… dziwnie, ale dziwnie dobrze i chce się jeszcze. Szczególnie jeśli szukało się tej knajpy 2 dni.




     Nira Juice

Tu w ogóle ciężko coś powiedzieć. Widzieliśmy to tylko na dystansie 50 km na północy kraju przy drogach, a panie sprzedające niewiele mówiły po angielsku i nie potrafiły wyjaśnić z czego to jest (w sumie z niry skoro nira juice, głupie białasy)  Ale całe autokary stawały po siatki z tym sokiem. Ludzie szaleli na tym punkcie.  Smakuje jak sok z trzciny cukrowej z lekkim aromatem cofki, takiej jak zjesz za dużo. Fak noł, nigdy więcej.



Hokkien Mee

Kolejny dziwny makaron w zestawieniu. Makaron z krewetkami. W zasadzie spoko pomysł i powinien się sprawdzać, ale nie gdy madafaka zalejecie to wszystko smalcem!!! Litrami smalcu zmieszanego z sosem sojowym. No dobra. Jest też coś zielonego. Pewnie wpadło przypadkiem.

Tak. Znów chińczyki, znów prosiak. Znów dobrze. Mógłby to być hit na polskich weselach, ale nie wytrzymałyby tego białe koszule.



Chiam

W zasadzie zmieszanie pół na pół kawy z herbatą nie powinno dziwić, ponieważ można. We are good in mixing everything” jak to ktoś ładnie ujął. Uzależniłem się od tego i pijam w domu. Rodzina się trochę dziwnie patrzy.


Nie ma tego w żadnym menu, ale warto pytać. Bo przecież skoro jest osobno kawa i herbata to po co pisać?

 Desery

Desery to w Malezji krok w szaleństwo. W zasadzie to skok na główkę i to z rozpędu do płytkiego basenu. Z piraniami. Sorry, ale jeśli oni gdzieś mieli braki fantazji to tu poszli po bandzie. Pewnie kiedyś opisałbym same desery w osobnym poście (chociażby z powodu kruchych maślanych ciastek z cebulą). Tu dodam tylko klasyki – ABC czyli „we are good with mixing everything” i cendol. Pierwsze to kulka lodu (taka śnieżka) zalana wszystkim co słodkie, potem znów wszystkim co słodkie, potem zasypana czerwoną fasolką i kukurydzą. Potem znów czymś słodkim. A drugie to spokojna wersja z mlekiem kokosowym i dziwnymi zielonymi glutkami. Czasem mieszają pierwsze z drugim, i Special Cendol ABC jest w ogóle szalone.







Galaretki

      W sumie to bardziej takie sernikocośtam. Nie tak szalone jak desery, ale np. na 10 różnych jedna jest o smaku jajka. Nigdy nie wiesz która.



  
 Sałatka z meduzy

Nie jest to danie ani malajskie, ani chińskie (a hinduskich w tym zestawieniu nie ma), Jest japońskie i pewnie w życiu bym go nie spróbował gdyby nie Zu (Zu in Asia), która zna dobre sushi. Dobre, tanie i podobno bardzo autentyczne. Trafiło się tam kilka ciężko dostępnych u nas dań, jak chociażby dobre natto, no i sałatka z meduzy. Chrupie to jak kapusta kiszona. Całkiem fajnie. Do tego jest ostre i sezamowe, ładnie podane i nie wiadomo jak sie to wymawia. No nic... będę szukał w Japonii.




Barszcz czerwony w łupinie kokosa

To nasza inwencja. Przecież wigilia bez barszczu się nie liczy. 






Dobra. Kończę bo się zrobiłem głodny. Jak się trochę ogarnę to opiszę też normalne jedzenie. Ryby i no takie tam... kozy, krewetki, banany i inne.

                                  

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Ktoś napisał "...kości zostały rzucone ..." a Ty opisałeś " ... wszystko zostało zjedzone ..."

    OdpowiedzUsuń