Adam Szostek
Agata Jednacz
backwaters
Cochin
cropp'n'roll
Indie
Jacek Brychczynski
Kerala
Kochi
longandroll
longboarding
200% wakacji, Kerala na bogato
Jak możemy wnioskować z ostatniej
ankiety, uważacie nas za przemęczonych, mających totalnie dość
szlajania się z deskami po azjatyckiej dziczy i w ogóle takich,
którym należą się konkretne wakacje od wakacji, najlepiej w opcji
all inclusive i na jachcie. Spróbowaliśmy więc luksusu w wersji hinduskiej...
Plan tarzania się w dobrobycie
zaczęliśmy nienajlepiej, bo od 25 godzin w hinduskiej
kuszecie na trasie Mumbaj – Alleppey, co ma mniej więcej tyle z
burżujstwa, co picie w piwnicy wódki starogardzkiej zimą na rurach grzewczych gdzieś na końcu osiedla.
Lekko nie było, ale ichniejsze pociągi należą do dość zabawnych
(szczególnie gdy pół przedziału obserwuje każdy ruch), więc
mogliśmy to potraktować jako swego rodzaju rozrywkę z lokalesami, jak to czasem bogaci lubią.
co się gapisz?! |
Alleppey, zwane hinduską Wenecją
(powiozło ich z tym porównaniem strasznie), zwiedziliśmy na pełnej
szybkości, po czym przesiedliśmy się do łódki, na której
kręciliśmy się po lokalnych kanałach śródlądowych, znanych
powszechnie jako backwaters. Kanały są spoko, palmy po lewej, palmy
po prawej, pośrodku rzeka, a na brzegach toczy się życie. Pranie,
mycie, picie i cała reszta. „Całą resztę” poznaliśmy chwilę
później w szczegółach, a przynajmniej jej kawałek zawierający
kozackie, wielkie krewety i sporo bimbru z kokosa. O ile to pierwsze
było oka, to toddy (jak się ten mało ciekawy trunek nazywał)
trącił poważnie fermentem i był jednorazowym wyskokiem z
dziedziny alkoturystyki.
dajemy w kanał |
rybak |
dziewczyna rybakaaaaaaa |
niedziela palmowa |
przekąski zakąski i bimber |
2 następne dni to już luksus w 100%.
No ale skoro prosiliście... wsiedliśmy na houseboat (taką lux barkę) o wdzięcznej
nazwie „Why not?” i zaczęliśmy nieśpieszny rejs po okolicy,opalając się,
sącząc driny, aktywnie korzystając z usług będącego na nasze
usługi kucharza, sącząc więcej drinów, korzystając z kina domowego (łódkowego?) i w ogóle relaksując się na potęgę. Dobre to było!
Powrót do rzeczywistości był dość bolesny, w okolicy toczył się strajk komunikacyjny i musieliśmy pół miasta cisnąć z busa, nie będąc pewni czy coś w ogóle pojedzie. Na szczęście trafił się nam transport i wieczór przywitaliśmy na całkiem sympatycznej wyspie, znanej jako Fort Kochin. Oferuje ona niemało atrakcji, takich jak, chronologicznie: starochińskie sieci rybackich, duńskie posiadłości kolonialne i kościoły, żydowskie zabytki, hinduski... bajzel i, na koniec, niemałą populację durnych, szczerzących się do białasów kierowców taksówek. Zamieszkaliśmy sobie u miłej Pani, która wynajmowała pokoje różnym takim co szlajają się podobnie jak my i korzystaliśmy dni parę z uroków okolicy. Pani co prawda ostatniego dnia pobytu okazała się niemiła i ostro zawyżyła cenę za pokój, ale... Indie to Indie i musiały nas pożegnać po swojemu...
Agata i jej brudne stopy podczas relaksacji |
Houseboat o poranku |
Powrót do rzeczywistości był dość bolesny, w okolicy toczył się strajk komunikacyjny i musieliśmy pół miasta cisnąć z busa, nie będąc pewni czy coś w ogóle pojedzie. Na szczęście trafił się nam transport i wieczór przywitaliśmy na całkiem sympatycznej wyspie, znanej jako Fort Kochin. Oferuje ona niemało atrakcji, takich jak, chronologicznie: starochińskie sieci rybackich, duńskie posiadłości kolonialne i kościoły, żydowskie zabytki, hinduski... bajzel i, na koniec, niemałą populację durnych, szczerzących się do białasów kierowców taksówek. Zamieszkaliśmy sobie u miłej Pani, która wynajmowała pokoje różnym takim co szlajają się podobnie jak my i korzystaliśmy dni parę z uroków okolicy. Pani co prawda ostatniego dnia pobytu okazała się niemiła i ostro zawyżyła cenę za pokój, ale... Indie to Indie i musiały nas pożegnać po swojemu...
1 komentarze
Zamiast byczyć się na łajbie to powinniście uaktualnić swoją mapę - więc do roboty białasy ! to nie są wczasy ! ! !
OdpowiedzUsuńJPS