Adam Szostek
Agata Jednacz
Jacek Brychczynski
Kuala Lumpur
Kuala Salangor
longandroll
longboarding
Malezja
Welcome in Malaysia
Zmiany, zmiany, zmiany, zmiany! Pożegnaliśmy się z Indiami.
Definitywnie i na czas dłuższy. Koniec z curry, targowaniem się,
krowami na ulicy.... Pojazdem powietrznym przemknęliśmy nad półwyspem
Dekan, nad oceanem Indyjskim i kilkoma innymi miejscami (których nie
było widać bo było ciemno lub za wysoko) i rozpoczęliśmy nowy,
jak się szybko okazało, całkiem przyjemny etap tripu – czyli
Malezję.
Nasz CSowy gospodarz i jego brat Petter
okazali się podobni do studentów polskich, jednak z kilkoma
znaczącymi różnicami. Zamiast w akademiku mieszkają w eleganckim
apartamencie, zamiast Starogardzkiej piją Jacka Danielsa i zamiast
autobusem jeżdżą Audi. Fajnie całkiem. Jako że też czujemy się
odrobinę studentami (choć nieco przeterminowanymi), szybko udało
nam się znaleźć wspólny język (m.in. dzięki plackom
ziemniaczanym, które miały wszystkim przypomnieć Polskę) i pić
piwo od 9 rano, 14 w południe i 3 w nocy.
poranny spacerniak koło domu |
studencki czwartek |
Oczywiście nie obyło się bez
konkretnego zwiedzania miasta. Przez pierwsze dwa dni w sumie to
byliśmy w poważnym szoku kulturowym, ponieważ Kuala Lumpur nie
tonie w śmieciach, strój przeciętnego obywatela to coś więcej
niż brudna koszula i spodzień, kierowcy używają kierunkowskazów,
a przechodnie nie robią kupy na ulicy. To miła odmiana, nieprawdaż?
Architektonicznie miasto to straszny fikoł, słynne Petronas Towers
to tylko przykład, dookoła stanęło sporo budynków o
ponadprzeciętnej wysokości. Tuż obok drapaczy chmur się
historyczne centrum miasta z meczetem narodowym, w którym można
sobie w miłej atmosferze porozmawiać o różnicach i podobieństwach
pomiędzy chrześcijaństwem a islamem (jak się okazało, tych
drugich jest naprawdę sporo). Pobliskie Chinatown i Little India, a także szalony night market
tylko dopełniają mieszanki kulturowej, jaką jest KL.
Trochę popłynęli z zachodem słońca |
centrum centrum |
Masjid Nagara |
night market - szaleństwo obiadowe |
Po kilku dniach, spędzonych albo na
alkoterapii u Richarda i spółki, albo na kręceniu się po okolicy,
padł pomysł jednodniowego wypadu do Kuala Selengor, czyli rezerwatu
świetlików. Miejsce, w zależności od punktu widzenia, przypomina
(wg Agaty) masę świątecznych choinek, (wg mnie) scenerię do filmu
science-fiction. Ogląda się toto cudo płynąc w nocy rzeką, gdzie każde drzewo świeci i
błyska tysiącami małych świetlikowych zadków, sprawiając
naprawdę niesamowite wrażenie. Była to też pierwsza okazja do
testów malezyjskiego autostopu, który działa naprawdę wybornie.
świetliki, jak widać |
No, to by było na tyle. Jaramy się strasznie wizytą w Malezji, tak więc:
TRUE! |
1 komentarze
Teraz masz okazję sprawdzić "kierunek studiów - kulturoznawstwo "
OdpowiedzUsuńBRAWO BRAWO BRAWO ! ! !
D.S.