Na longu... po Hong Kongu!

Czyli co poza bujaniem się na deskach można robić w mieście dragów, seksu i biznesu... no dobra, tylko biznesu, ale za to jakiego!
 Dojazd do Hong Kongu był już całkiem zabawny – 25h w pociągu w opcji budżetowej, czyli hard seat. Siedzenie na szczęście okazało się miękkie, lecz mocno okupowane (za mocno). Nasi współtowarzysze, Pan Si, Lee i Xia (znani też jako Pan Gadacz, Pan Mapa i Pan Skarpa), mimo zerowego angielskiego, zapewnili nam sporo atrakcji i nawet posunęli się nieco by białasy mogły się wyspać. I tak jakoś zeszło... Guongzuo, szybka przesiadka na autobus, spacer po betonowym mieście Shenzen, podjazd longiem pod granice, metro (chyba jedyny kraj z metrem na granicy) i ciach, META!
Od lewej - Gadacz, Jednacz, Lee, Skarpa i Bóbr pod krawatem
Into the beton - Shenzen
metro na mete
 Równe 5 miesięcy, z górki, pod górkę, przez kraje na niezłym dzikunie i kraje nieco bardziej cywilizowane. Przez pustynię, przez góry, kilka rzek co większych i czasem nawet przez jaskinie. Na longu, w pociągu, łódką, rikszą, autobusami o standardzie tragiczniejszym niż losy Antygony, ale ciągle do przodu i w kierunku (względnie) wschodnim. No i się udało – Hong Kong !!! 

META!
 Na nocowanie załapaliśmy się u Jenny i Cellie z CS, które użyczyły nam kawałka podłogi w całkiem konkretnym apartamencie. Miał ok 30 m2 i na lokalne standardy to była to prawie willa (serio, w HK panuje pełna miniaturyzacja mieszkaniowa i coś co posiada „salon” to niezła ekstrawagancja). Dziewuchy strasznie przyłożyły się do tego byśmy się nie nudzili i super im to wyszło, bo … nie nudziliśmy się. Od nocnego śmigania promenadami po lekcje chińskiego gotowania i zwiedzania  mniej znanych zakamarków miata.
salon, sypialnia, kuchnia
dziewczyny jedzą cement
  HK jako miasto ma w sobie coś z futurystycznego klimatu Blade Runnera, szczególnie nocą. Kilkupoziomowe drogi, dookoła drapacze chmur, a pomiędzy nimi małe uliczki, często podświetlane neonami z dziwnymi znaczkami. Beton, szkło, neony, przejścia podziemne, przejścia nadziemne, więcej betonu, więcej neonów, dziwni ludzie mijani na pasach i w tle nierealna panorama wieżowców. Taka wizja przyszłości, ale trafiająca prosto w twarz światłami mijanej taksówki. Meeen... poetyckie to trochę co nie? W każdym razie jest dziwnie, turbo 235% wielkomiejsko i chyba to takie nieco dołujące, że najbliższego drzewa trzeba szukać 20 minut. Co prawda są parki i to całkiem niemało, ale to jakoś nie to samo.

landszaft futurystyczny
znajdz drzewo
klatkowska
W dzień to wszystko wypada stanowczo lepiej, a wspomniany nadmiar betonu sprawia, że na longu zacnie się śmiga po Hong Kongu (szczególnie w biznesowej części miasta, na głównej wyspie). Skwery, place, promenady, chodniki z radością przyjmują atak poliuretanowych kółek, więc im nie szczędziliśmy. Z górki, czasem pod górkę, czasem po ruchomych schodach (mają tu takie 800 metrowe, ale to w sumie przereklamowana akcja nieco), czasem uciekajac przed ochroną – robiliśmy kilometry, zatrzymując się na browary z widoczkiem. Skoro 5 miesięcy się tu wlekliśmy, to trzeba celebrować co nie?
HK Island z góry
HK island z dołu
schody w ruchu
trochę pogięta okolica
3d cruisin
 Gdy mieliśmy przesyt betonu, dziewuchy zabrały nas na niedaleką wyspę Chung Chau, taki trochę Hongkongdżański półwysep helski. Z jednej strony szkółki windsurfingowe, z drugiej widoczki, pełen relaks i fakt, że można zobaczyć w końcu coś zielonego w nadmiarze wpłynął jak najbardziej pozytywnie na morale po kilku dniach w betonowej dżangli.

wakacje od betonu
Chałupy 3
spacerniak
boiska do kosza przed swiatyniami sa spoko
 Chcieliśmy być w HK kilka dni, byliśmy kilka dni dłużej, Jac musiał zagęścić temat i poleciał do Polski, my zrobiliśmy mielone i mizerię, co oznaczalo, że definitywnie chcemy do domu, więc się spakowaliśmy i od tej pory poruszamy się mniej więcej w kierunku zimnego kraju nad Wisłą, gdzie mają dobre piwka i gdzie masa papyr znajomych się może za nami stęskniła.

15.000 km do domu, załamka

You Might Also Like

1 komentarze