Adam Szostek
Agata Jednacz
cropp'n'roll
delhi
Indie
Jacek Brychczyński
krowy
longandroll
longboard
longboarding
Incredible India
A taki post ogólny
o tym jak jest kolorowo. Bo przecież Indie to kraj kolorowy – dużo
śmieci w różnych kolorach, kraj niesamowitych zapachów – w
sporej części szamba, kraj niesamowitych ludzi - szczególnie
taksówkarzy, mających IQ zbliżone do krewetki...
45 stopni, godzina 20 z minutami,
lokalny autobus wypchany po dach ludźmi (jest też jakaś koza i
drób, czuć to wyraźnie), deska wbijająca się w kolano, obok
koleś który mydło ostatni raz widział 3 lata temu kładzie się
na mnie, zarówno amortyzacja w busie jak i asfalt na drodze
skończyły się dawno temu... jeszcze tylko 4 h jazdy i będziemy
gdzieś, gdzie powinno być spokojniej.
było, że luksusowy... |
Bzdura! Wysiadka, plecak, deska pod
pachę i walka z 50 kolesiami proponującymi hotel, taksę, biuro
podróży, szamę czy po prostu krzyczących i szarpiących nas za
ręce. W sumie to nic od nich nie chcemy (choć oni wiele chcą od
nas, szczególnie indyjskich rupii), bo przecież wcześniej
powiedziano nam, że na pewno zdążyliśmy na pociąg do Delhi. „Na pewno” po hindusku oznacza „jest”, „był”,
„w ogóle nie jeździ”, „będzie jutro”.Najlepiej sprawdzić
to w informacji. Niestety personel w niej okazuje się mniej więcej
tak przydatny jak zrobiony z czekolady czajnik. Pozostaje czekać do
rana na kogoś sensowniejszego. Oczywiście wszystkie hotele w
okolicy są z jakiegoś powodu zajęte, więc jedyną opcją jest
spanie na dworcu. Poczekalnia? Wybornie, mają takową! Kawałek
podłogi, deska pod głowę i koczujemy do rana.
dobra dobra, nasza poczekalnia wyglądała lepiej, ale taki obrazek dworcowy mówi wszystko |
Pociąg na który czekaliśmy odjeżdżał
dopiero wieczorem (godzinę przed odjazdem dowiemy się czy możemy
jechać, bo wszystkie miejsca są jak na razie zajęte), więc można
jeszcze co nieco pośmigać po okolicy. W Indiach jazda po ulicach
nabiera zupełnie nowego sensu. Samowolka drogowa – jazda pod prąd
nikogo nie dziwi, czerwone światło to tylko wskazówka (z której i
tak nikt nie korzysta), klakson w użyciu 10x na sekundę, krowy, psy
i kozy notorycznie przebiegają drogę. Najlepiej złapać się
tuk-tuka, gdy ten skręci podczepić się rikszy, później
przejechać pomiędzy blokującymi drogę autobusami i skorzystać z
kawałka (względnie) wolnego asfaltu i dotrzeć do centrum. Okolica
malownicza, pałac tu, fort tam, dookoła setki osób obijających
się o nas, plujących, charczących lub próbujących nam coś
sprzedać (czasem wszystko na raz).
Strategiczny odwrót. Szybka szama,
ciężko wywnioskować co to, ale całkiem niezłe, oby żołądek
nie zaczął strajkować z kilka godzin. Na szczęście okazuje się,
że mamy bilety na nocny pociąg. Lokalna klasa, ale z łóżkiem
(no... prawie, nazwijmy to leżanką). Ciąg dalszy czekania na
dworcu - dookoła znów tłum (totalnie nie akceptujący pojęcia
przestrzeni osobistej) szczury, bezdomne psy i intensywny zapach
moczu. Szarpanina przed wejściem do przedziału, zajęcie
strategicznej pozycji pod wentylatorem i kolejna radosna noc,
spędzona na semi-śnie i obserwacjach lokalesów dookoła. My ich
obserwujemy, oni nas, czyli jest 1:1.
pociągi są spoko |
Delhi, 7 rano. 100 osób (stolica, musi
być ich więcej) chcących za wszelką cenę zabrać nas do swojego
hotelu, restauracji, taksówki,zaczynamy od nowa.... Pewnym ratunkiem wydawało się metro. Stacja, część wysiada,
część wsiada, drzwi się zamykają – proste jak konstrukcja płyty chodnikowej. A tu kolejny błąd w rozumowaniu przeciętnego białasa, wysiadanie mianowicie nie jest takie łatwe – po otwarciu drzwi tłum z zewnątrz rzuca
się do wejścia, z wewnątrz do wyjścia, a my
jesteśmy poniewierani na wszystkie strony, bo nikt nie wie czy
chcemy zostać czy nie, więc szarpią nas tu i tam, aż w końcu
wylatujemy z przedziału.
riksha? tuktuk? visit my shop? hotel? riksha? sightseeing? riksha? shopping? tuktuk?... |
Brzmi super czy nie? Pewnie, że
brzmi! Głównie dlatego, że nie musicie zmagać się z chaosem
codziennym indyjskiej ulicy. Robimy to za Was, więc pomyślcie o nas
ciepło, mając wygodne wyro, pijąc wieczorem bro na plaży, ciesząc
się znośną temperaturą, mizerię na obiad (, co gorsze,
chłodnik!!!!).
10 komentarze
Adam jedyna misja jak mam dla Ciebie to zapuszczenie wąsa... Narazie kipsko to widze....
OdpowiedzUsuńBardziej będzie ciekawa Jego "rozwichrzona broda"; wąsy to mogą wyrosnąć Agacie gdy Jacek orginalnym ryżym zostanie.
OdpowiedzUsuńchcemy wasa!
OdpowiedzUsuńPo powrocie do domu - będzie chłodnik ! Masz jak w banku. Mama
OdpowiedzUsuńKurwa co to za sciema!! czemu jeden gość jeździ na deskorolce?
OdpowiedzUsuńNie jeden, a troje! Przecież jadą na deskach do Hongkongu, już tak od kwietnia. Mało czytasz ...!
UsuńKurna Ziom to ty chyba mało patrzysz. Jeden typ jeździ na skateboardzie i to jest ściema.
UsuńWyprawa sie nazywa na longu do hong kongu a ten jedzie na desce skate? Beznadzieja
siema! Mamy w plecaku jedną deskorolkę więc jest czasem odpalana zamiennie, jak jest zajawka na kilka sztuczek. I hola:)
Usuńpiątka z Mumbaju!
Adam
ALIPA!
UsuńProponuję wrócić do tematu wąsa Adama (ew. brody). On zapuszcza, Jacek robi sesję zdjęciową (ew. kręci film !), Agata robi murala w Hongkongu.
OdpowiedzUsuń