Adam Szostek
Agata Jednacz
azja
browar
cropp'n'roll
Full Moon
granica
Jacek Brychczyński
Ko Phanian
Ko Tao
Long Island
longandroll
longboard
nurkowanie
Tajlandia
Tajlandia wyspowo, czyli wczasów ciąg dalszy
Tych wysp to w Tajlandii było sporo...
i wszystkie tak samo przyjemne jak w Malezji, albo i lepiej. Każdy z
nas wyspy robił nieco po swojemu i ta oto relacja jest stanowczo
subiektywna, a Jacek pewnie na dniach zapoda swoją, a może i Agata
coś od siebie dorzuci. W każdym razie - wyspy rządzą!
Co ciekawsze, tenże nauczyciel miał polskie korzenie i z radością
pochwalił się swoją znajomością języka przodków. Mini quiz
wielokrotnego wyboru – jakie słowo mógł znać?
a) przerzutki
a) przerzutki
b) kurwa
c) homeopatia
Pokrzepieni tym, swojskim niczym kaszanka z Żukowa, akcentem wsiedliśmy do busa,
wysiedliśmy z niego po godzinie w mieście wyżej już wymienionym
(totalnie bez sensu, bo zasłużyło się niczym szczególnym) i
z lekka przysypiając czekaliśmy na dalszy transport w kierunku wyspy Ko Phanian.
zmęczenie materiału... |
poważne, jak widać... |
Autobus
oczywiście nie przyjechał o czasie, a jak już przyjechał i
spędziliśmy w nim chwilę, to chcieliśmy uciekać. Wszystko dzięki
pani starającej się informować pasażerów o możliwości
opuszczenia pojazdu, niefortunnie obdarzonej głosem, którym mogła
spokojnie tłuc kieliszki. Jej „paaiii paaaiii paaaiii”, oznaczające postój, śni się
nam do dziś. Nad ranem znów przesiedliśmy się na prom i po
dłuższej chwili mieliśmy widoczek mniej więcej taki:
beach party babe |
Ko Phanian to taka tajlandzka Ibiza, słynąca z mocnego party party,
w tym legendarnego (choć rzadko kiedy pamietanego) Full Moon Party,
zaczynającego się akurat dzień po naszym przybyciu. Jest to
bardzo solidna potupanka z kilkoma scenami, masą Djów, wódką laną
na wiadra (serio), kilkudziesięcioma tysiącami ludzi gotowymi na
dziką odpinę.
Oprócz tego mniejsze bibki toczą się praktycznie codziennie i mają
naprawdę niezłą obsadę, o czym miałem się okazję przekonać na
bifore party przed główną imprezą. Uciekłem z niego po 2
godzinach, z wyspy niewiele później... Chyba takie festiwale to nie dla mnie. Nawet
wiadro z wódką nie pomagało. Na szybkości zwiedziłem wyspę
stopem, pożegnałem się z bandą i ruszyłem na niedalekie Ko Tao,
oazę nurkowania i czillu plażowego.
Na Ko Tao miejsca do spania wyglądają tak:
bambus |
Drogi o tak:
hajłeeej |
Plaże tak:
taki tam poniedziałek |
A życie podwodne wygląda jeszcze lepiej, ale niestety nie mam zdjęć
by się pochwalić. Tutejsza rafa koralowa to naprawdę niezła
petarda i można całe dnie spędzać sprawdzając co dziwne morskie
stwory porabiają. Do tego na mojej ulubionej Tanote Beach są też możliwości pohipania sobie z wysoka do wody, co też
w towarzystwie sympatycznej ekipy austriacko-niemieckiej czyniłem.
sie wlazło i nie było odwrotu |
Co do ekip i w ogóle towarzystwa, niby miałem być sam, kontemplować naturę i oddawać się filozoficznym przemyśleniom, ale
niewiele z tego wyszło. Zaraz po niemiaszkach udało się trafić na
Asiarzynę, poznaną kilka lat temu na dworcu kolejowym gdzieś pośrodku
niczego w centralnych Indiach, z którą kontynuujemy przybijanie
sobie piątek na końcu świata. Ostatnio był zimny Amsterdam, teraz
Ko Tao, na które przyjechała z tripu po Laosie. Przezacne popołudnie, wspierane przez Long Island i inne
drineczki z happy hour.
enjoy! |
Największym problemem z wyspami jest to, że znajdują się w
jakiejś dziwnej strefie czasowej, i po trzech dniach pobytu okazuje
się, że jest się tu dni pięć... szkoda, że tak jest, bo 3 dni
to trochę za mało.
2 komentarze
Ja mam 2 butelki
OdpowiedzUsuńasiarzyn pozdrawia z zimnej holandii:)
Usuń