4000 wysp
Adam Szostek
Agata Jednacz
BeerLao
Don Det
laos
longboard
longboarding
Mekong
Si Phan Don
Na longu wzdłuż Mekongu. Część czwarta, księga druga. 4 000 wysp.
Nudna i możliwa do pominięcia część,
w której najpierw odbywamy traumatyczną podróż lądowo-wodną, a
potem praktykujemy wiejski chill out na Si Phan Don. Taki wiejski
wiejski.
pożegnanie z Kunglor |
No i popołudniowo wylądowaliśmy w
Thakiek. Nie ma tam nic, totalnie nic ciekawego. Płynie Mekong,
teren dookoła przybiera topografię naleśnika, na ulicach pustki,
nuuuuda. Przeszliśmy się po okolicy, przejechaliśmy tuk-tukiem,
którego kierowca miał takiego zeza, że widział wszystko tylko nie
drogę z przodu, wróciliśmy na dworzec i kwitliśmy ok 3 godziny.
Na pytanie czy autobus, w którym mamy spędzić całą noc i część
dnia następnego, posiada klimatyzację, otrzymujemy odpowiedź
twierdząco-przeczącą, więc jesteśmy gotowi na wszystko.
dzieci z dworca Thakhiek |
No... prawie wszystko. 15 godzin w
busie który nie posiadał standardu wcale, nawet gdy wyjeżdzał z
hali produkcyjnej. Nic, ani troszeczkę. Z nami na tyle jedzie
karton pełen gęsi, lokalesi charczący przez okno, „stewardessa”
o wyglądzie Renaty Beger i niezłym basie oraz laotański
odpowiednik Rambo (kwaczący karton należał do niego chyba). Na dodatek w środku nocy kierowca uznał, że
pora na odpoczynek, zatrzymał się i poszedł spać. My też... gęsi
nie.
Po wysiadce okazało się, że musimy
wziąć łódkę i nią jeszcze 2 godziny płynąć na wyspę Don
Det, na której znajduje się lowbudżetowa baza noclegowa. Zamiast
mózgów posiadaliśmy tymczasowo budyń, więc bez większych targów
przytaknęliśmy łódkowemu.
o gęsiach co busem jeździły |
pimp my ride |
Agata udaje że jest fajnie |
4 000 wysp mają być jedną z więszych
atrakcji Laosu. Zupełnie nie wiemy czemu. Miejsce jest końcem
świata, może i malowniczym, ale bez przesady. Rzeka zalewa całą
okolicę, pozostawiając tu i ówdzie skrawki ziemi. Podobno w rzece
żyją delfiny słodkowodne, ale to też nudne zwierzaki (za przeproszeniem dla fanów delfinów słodkowodnych).
Wioska w której spaliśmy składa się
z kilkunastu bungalowów, krów, kur i innych przykładów żywego
inwentarza, a także pewnej ilości lokalesów, totalnie nie
znających się na gotowaniu. Aktywności sprowadzone są do leżenia
w hamaku lub odwiedzania lokalnych knajp, w których serwują wesołe
ziemniaki. Hamaki eksplorowaliśmy dogłębnie, na ziemniaki nie było
parcia, nawet te wesołe. Po 38 godzinach i 6 piwkach, obawiając
się odleżyn, opuściliśmy wyspy udając się do Kambodży. I
tyle...
hamak banda |
wyspa 3582 |
wyspa 2163 |
Pani Pogodynka o nas pamięta... oj pamięta, monsun time, wyspa 1692 |
1 komentarze
może i nudno ale na pewno malowniczo :)
OdpowiedzUsuń