Adam Szostek
Agata Jednacz
azja
Friends
Jacek Brychczyński
laos
longandroll
longboarding
Vang Vieng
Vet Volounteers in Thailand
Na longu wzdłuż Mekongu - część druga, księga ósma. Zmiany, zmiany, zmiany...
Kiedyś taki jeden mądry kolo
powiedział panta rei, że wszystko się zmienia i ważne by
nie wchodzić do tej samej rzeki (szczególnie w Laosie, choć tego nie ma w
oficjalnej wersji). Zgodnie z jego słowami, bo zawsze warto słuchać mądrzejszych, wiele się zmieniło, a potem weszliśmy
do rzeki, wypiłem piwo z małpą i zjadłem faszerowanego nietoperza. Oto szczegóły:
buszujący w ryżu |
Zaczynamy od zmian. Bardzo radykalnych. Nasza brygada, której wyznacznikiem była liczba 3, tak jak Trójca Święta, Trójkąt czy (ostatecznie) Ich Troje, zmniejszyła się o jeden i straciliśmy na czas jakiś Jacka. Chwilę później nasza liczebność wzrosła o 4 i obecnie 6 jest liczbą osób jaką podróżujemy i liczbą tą jest 6. Tak jak 4 pancernych + 2, 12 apostołów dzielone na 2 czy siedem dni tygodnia – 1.
By skończyć z matematyką. Oto oni:
Maciek – drwal-gitarzysta. Największa
broda wyjazdu, koneser smażonego sera.
Kuba – śluski rowerzysta i zajawkowy longboarder,
bożyszcze nastolatek i przyszły mąż.
Chłopaki do niedawna działali jako
weterynarze w Tajlandii, obcinając psom siusiaki i dokonując innych
niezbędnych dla lokalnej populacji kłaków zabiegów, a teraz jadą
przez Azję. Obadajcie koniecznie ich bloga Vet
Volunters in Thailand (tylko nie czytajcie za dużo, bo dowiecie
się o przyszłości, a to niezdrowo)!
Druga ekipa, z którą się zgraliśmy,
to Asia i Kuba. Ci to dopiero są wariatami, przeszli piechotą sporą
część Jedwabnego Szlaku, przebili się przez Chiny i teraz obijają
w Azji Pd-Wsch. Kuba, 2 metry 5 cm, sam w sobie jest atrakcją
turystyczną, mistrzem obiektywu i doskonałym punktem orientacyjnym. Asia potrafi wymienić milion przepisów kulinarnych w godzinę, ma mega pomysły na projektowanie szaf i robi super zdjęcia.Cała banda wygląda mniej więcej tak:
I tak jedziemy sobie w dół kraju. Z Luabang Prabang, gdzie zawiązała się wyżej
wymieniona koalicja zjechaliśmy do Vang Vieng. Jest to ostatnia brytyjsko-amerykańska kolonia, do tego założona w małej wiosce. W każdej restauracji lecą w kółko sezony „Friends”
i podobnych seriali, serwuje się english breakfast i polewa wódę do późnego
poranka. Cały dzień można obserwować też lekko zataczające się ekipy, łatwo rozpoznawalne po akcencie i obowiązkowej koszulce, informującej że dokonały już spływu na dętkach (co jest główną miejscową atrakcją). Ogólnie piekło na ziemi, szczególnie jeśli nie nawidzi
się seriali...
Vang Vieng - czytelnictwo kwitnie |
By za wiele nie przebywać w centrum,
na jednośladach zaczęliśmy eksplorować prowincję tej prowincji.
Celem głównym były jaskinie, których w okolicy jest dość sporo
i to naprawdę konkretnych. Pluskaliśmy
się więc w podziemnych sadzawkach, tarzaliśmy w błocie (w tym byliśmy nieźli), spotkaliśmy
śpiącego Buddę, a z jednej jaskini uciekliśmy bo była strasznie
wybetonowana i nie tak fajna jak się zapowiadała. Pomiędzy
jaskiniami leżeliśmy na cyckach, powaleni przez widoki pól
ryżowych z tak intensywną barwą zieleni i błękitu, że tapeta
Windowsa może się schować.
landszaft |
descent 3 |
Phu Kham |
chill |
światełko w tunelu |
mniejsze światełko |
błotniaki |
nigdy nie lubiłem batmana |
I piłem piwo z małpiszonem, oto
dowód. 100 lat Cme!
Żeby nie było że nie jesteśmy zupełnie rozrywkowi. Spłynęliśmy na tych dętkach. W trybie ekspresowym, bo pomijając 90% barów na trasie, było za to śniadanie na wodzie, sporo skakania, wyborne BeerLao, czyli niezły początek dnia:
rozrywki (foto: vet volounteers) |
więcej rozrywek (foto: vet volounteers) |
....tylko po co "Friends" !? Pooo cooooo!!!
1 komentarze
Podoba mi się ta księgarnia:) Może otworzę taką w Krakowie:) Pozdrawiam i śledzę dalsze przygody.
OdpowiedzUsuń