Adam Szostek
Agata Jednacz
azja
Huay Xai
Jacek Brychczynski
Lao Beer
lao whiskey
laos
longandroll
longboarding
Luabang Prabang
Mekong
Pak Baeng
Na longu wzdłuż Mekongu – część pierwsza, księga piąta. Północny Laos.
Nowy kraj, wielkie zmiany, dużo wody i
przygody. Czyli znów obraliśmy kierunek południowy i pędzimy
przez Laos, podobno jeden z tych krajów, do których chce się
wracać i wracać i wracać. Jeszcze nic o tym nie wiemy, ale jak nie dotrzemy do 3miasta, to znaczy, że zostaliśmy gdzieś w okolicy.
Mekong jak się patrzy |
najbardziej błotniste przejście graniczne ever |
Następnego dnia z samego rana
wsiedliśmy w wygodną, sporą łódź, która miała być naszym
domem przez najbliższe dwa dziony. Wszystko zapowiadało się
wspaniale do momentu, gdy pojawiło się na pokładzie zbyt dużo
osób i kapitan stwierdził, że z tej okazji przesiadamy się na
mniejszą jednostkę, by się nieco pointegrować i wspólnie
nienawidzić świata.
jest super! |
Tajlandia |
Laos |
Tajlandia |
Laos |
Tajlandia i Laos |
Cały dzion upłynął nam na obijaniu
się o obcych, spoconych ludzi, jedzeniu kanapek z serem i
podziwianiu widoków, które tak dla odmiany powalały na cycki. Tzn.
powalałyby, ale nie było miejsca by to uskutecznić. No nic... udało
nam się dopiero wieczorem, w małej wiosce pośrodku niczego, w
której nas ulokowano na noc. Dzieciaki otrzymały tam pierwszą
lekcję longboardowania, a my otrzymaliśmy obiad i lao whiskey, co
utwierdziło nas w przekonaniu, że ten kraj jest całkiem
sympatyczny.
Lekcja karate |
wygrały, małe dranie |
Następnego dnia zmieniono nam łódkę
na odrobinę większą i do tego z miejscem na hamaczuna, więc
większość czasu przespałem. To przez te widoki (i nadmiar Lao whiskey też trochę...)
Pierwszy stop na dłużej wypadł nam w
Luabang Prabang, dawnej stolicy kraju, pełnej buddyjskich świątyń
i regionalnych atrakcji, potem przejętej przez francuzów, którzy
dorzucili od siebie bagietki, crepsy i sporo kolonialnej
architektury. Strasznie fajnie się to wszystko wymieszało. Z jednej
strony pałac królewski z masą złotych lwów i smoków, kawałek dalej
francuska ulica z mini kawiarniami, nad miastem wzgórze z posągami
Buddy, a dookoła dżangla i Mekong.
sklep monopolowy |
mnisi z rana |
tak dla odmiany, zdjęcie Mekongu |
wlazł |
Budda na grubości |
Łódź, sztuk jeden |
wózek świątynny |
dziwny obiekt religijny |
Wat coś tam |
W ogóle to longboardując po okolicy
zauważyliśmy drastyczną zmianę. Z nienacka wrócił ruch
prawostronny, co strasznie nas po tych 3 miesiącach zmyliło i z tej
okazji jeździliśmy chwilę środkiem ulicy, nie wiedząc co ze sobą
zrobić. Na szczęście ruch uliczny w centrum szybko się kończy,
bo władzę popołudniami przejmują staruszki prowdzące nocny
market, chyba to nas uratowało.
chwila konsternacji |
Znając już podstawy ruchu drogowego
urządziliśmy sobie Tour de Lao. Co prawda w wypożyczalni
mówili, że jazda miejskim rowerem do oddalonych o ponad 30 km wodospadów
jest bardzo słabym pomysłem, lecz jakoś nas to nie przekonało. 35
stopni, wilgotność 90% i mega podjazdy przekonały nas dużo
bardziej, ale jakoś się udało. Widoczki z trasy niszczyły,
dzieciaki z lokalnych wiosek nam machały, pot lał się litrami a
wodospady prezentowały o tak jak poniżej. Warto było.
rozgrzewka |
dziecko z ryżem, bądź ryż z dzieckiem |
Adam szczęsliwy |
zoofilia |
dużo wody, spada |
dużo wody, spada, z góry |
tarzan w bikini |
Następnego dnia odwiedziliśmy jeszcze
Whiskey Village, gdzie o 9 rano mogliśmy napić się ciepłego
bimbru z ryżu, po czym sprawdzić nieciekawe jaskinie.
strużka radości |
0 komentarze