Incredible India


A taki post ogólny o tym jak jest kolorowo. Bo przecież Indie to kraj kolorowy – dużo śmieci w różnych kolorach, kraj niesamowitych zapachów – w sporej części szamba, kraj niesamowitych ludzi - szczególnie taksówkarzy, mających IQ zbliżone do krewetki... 



45 stopni, godzina 20 z minutami, lokalny autobus wypchany po dach ludźmi (jest też jakaś koza i drób, czuć to wyraźnie), deska wbijająca się w kolano, obok koleś który mydło ostatni raz widział 3 lata temu kładzie się na mnie, zarówno amortyzacja w busie jak i asfalt na drodze skończyły się dawno temu... jeszcze tylko 4 h jazdy i będziemy gdzieś, gdzie powinno być spokojniej.

było, że luksusowy...

 Bzdura! Wysiadka, plecak, deska pod pachę i walka z 50 kolesiami proponującymi hotel, taksę, biuro podróży, szamę czy po prostu krzyczących i szarpiących nas za ręce. W sumie to nic od nich nie chcemy (choć oni wiele chcą od nas, szczególnie indyjskich rupii), bo przecież wcześniej powiedziano nam, że na pewno zdążyliśmy na pociąg do Delhi. „Na pewno” po hindusku oznacza „jest”, „był”, „w ogóle nie jeździ”, „będzie jutro”.Najlepiej sprawdzić to w informacji. Niestety personel w niej okazuje się mniej więcej tak przydatny jak zrobiony z czekolady czajnik. Pozostaje czekać do rana na kogoś sensowniejszego. Oczywiście wszystkie hotele w okolicy są z jakiegoś powodu zajęte, więc jedyną opcją jest spanie na dworcu. Poczekalnia? Wybornie, mają takową! Kawałek podłogi, deska pod głowę i koczujemy do rana.

dobra dobra, nasza poczekalnia wyglądała lepiej, ale taki obrazek dworcowy mówi wszystko

Pociąg na który czekaliśmy odjeżdżał dopiero wieczorem (godzinę przed odjazdem dowiemy się czy możemy jechać, bo wszystkie miejsca są jak na razie zajęte), więc można jeszcze co nieco pośmigać po okolicy. W Indiach jazda po ulicach nabiera zupełnie nowego sensu. Samowolka drogowa – jazda pod prąd nikogo nie dziwi, czerwone światło to tylko wskazówka (z której i tak nikt nie korzysta), klakson w użyciu 10x na sekundę, krowy, psy i kozy notorycznie przebiegają drogę. Najlepiej złapać się tuk-tuka, gdy ten skręci podczepić się rikszy, później przejechać pomiędzy blokującymi drogę autobusami i skorzystać z kawałka (względnie) wolnego asfaltu i dotrzeć do centrum. Okolica malownicza, pałac tu, fort tam, dookoła setki osób obijających się o nas, plujących, charczących lub próbujących nam coś sprzedać (czasem wszystko na raz).

Strategiczny odwrót. Szybka szama, ciężko wywnioskować co to, ale całkiem niezłe, oby żołądek nie zaczął strajkować z kilka godzin. Na szczęście okazuje się, że mamy bilety na nocny pociąg. Lokalna klasa, ale z łóżkiem (no... prawie, nazwijmy to leżanką). Ciąg dalszy czekania na dworcu - dookoła znów tłum (totalnie nie akceptujący pojęcia przestrzeni osobistej) szczury, bezdomne psy i intensywny zapach moczu. Szarpanina przed wejściem do przedziału, zajęcie strategicznej pozycji pod wentylatorem i kolejna radosna noc, spędzona na semi-śnie i obserwacjach lokalesów dookoła. My ich obserwujemy, oni nas, czyli jest 1:1. 

pociągi są spoko
 
Delhi, 7 rano. 100 osób (stolica, musi być ich więcej) chcących za wszelką cenę zabrać nas do swojego hotelu, restauracji, taksówki,zaczynamy od nowa.... Pewnym ratunkiem wydawało się metro. Stacja, część wysiada, część wsiada, drzwi się zamykają – proste jak konstrukcja płyty chodnikowej. A tu kolejny błąd w rozumowaniu przeciętnego białasa, wysiadanie mianowicie nie jest takie łatwe – po otwarciu drzwi tłum z zewnątrz rzuca się do wejścia, z wewnątrz do wyjścia, a my jesteśmy poniewierani na wszystkie strony, bo nikt nie wie czy chcemy zostać czy nie, więc szarpią nas tu i tam, aż w końcu wylatujemy z przedziału. 

riksha? tuktuk? visit my shop? hotel? riksha? sightseeing? riksha? shopping? tuktuk?...


Brzmi super czy nie? Pewnie, że brzmi! Głównie dlatego, że nie musicie zmagać się z chaosem codziennym indyjskiej ulicy. Robimy to za Was, więc pomyślcie o nas ciepło, mając wygodne wyro, pijąc wieczorem bro na plaży, ciesząc się znośną temperaturą, mizerię na obiad (, co gorsze, chłodnik!!!!).

You Might Also Like

10 komentarze

  1. Adam jedyna misja jak mam dla Ciebie to zapuszczenie wąsa... Narazie kipsko to widze....

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardziej będzie ciekawa Jego "rozwichrzona broda"; wąsy to mogą wyrosnąć Agacie gdy Jacek orginalnym ryżym zostanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po powrocie do domu - będzie chłodnik ! Masz jak w banku. Mama

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurwa co to za sciema!! czemu jeden gość jeździ na deskorolce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jeden, a troje! Przecież jadą na deskach do Hongkongu, już tak od kwietnia. Mało czytasz ...!

      Usuń
    2. Kurna Ziom to ty chyba mało patrzysz. Jeden typ jeździ na skateboardzie i to jest ściema.
      Wyprawa sie nazywa na longu do hong kongu a ten jedzie na desce skate? Beznadzieja

      Usuń
    3. siema! Mamy w plecaku jedną deskorolkę więc jest czasem odpalana zamiennie, jak jest zajawka na kilka sztuczek. I hola:)

      piątka z Mumbaju!

      Adam

      Usuń
  5. Proponuję wrócić do tematu wąsa Adama (ew. brody). On zapuszcza, Jacek robi sesję zdjęciową (ew. kręci film !), Agata robi murala w Hongkongu.

    OdpowiedzUsuń