Cherating
Malezja
Taman Nagara
W międzyczasie
Chwilę tu mnie nie było, bo byłem gdzie indziej, a w
międzyczasie sporo się wydarzyło. Tak w sumie w sam raz jak na przeciętny wtorek - niedziela, choć z tego co widzę w Polsce dzieje się jeszcze więcej. Ale nieważne - znów było błoto, potem były robale, potem było za dobrze. A było tak.
Z niemałym bólem, żalem i w ogóle opuściłem Cameron
Highlands kierując się w kierunku dżunglowym. Jednak z planów dotarcia tam
sprawnie wyszło niewiele, bo stop nie działał, a na dystansie 200 km hinduski kierowca busa zafundował
mi bonusowe 150 wrzucając do pojazdu który wiózł mnie w przeciwną stronę, tylko
po to bym się przesiadł i wrócił busem jadącym tą samą drogą, ale tam gdzie
chciałem… To tak na początek i potwierdzenie teorii, że jak coś idzie nie tak,
to często stoi za tym śmiesznie kręcący głową koleżka z kropką na czole… tak
jest. Serio. Potem musiałem późno w noc stopować by się dostać do Jarantut i prawie
umarłem na jedzenie, bo dwóch kierowców wcisnęło we mnie spore obiady…
No ale, w końcu było to nieszczęsne Jarantut, które można porównać mniej
więcej do Skierniewic. Nie ma tam za wiele, była przepodła nora do spania i w
tej norze była parka Hiszpańczyków, Matira i Erlantz, z którymi zgraliśmy siły
w ataku na dżunglę Taman Nagara.
Ataku częściowo udanym, bo połowa w jednym z ostatnich dziewiczych lasów na świecie była przygotowana pod niemieckich turystów, a druga połowa była zalana błotem, pijawkami, dzikimi świniami, powalonymi drzewami, pająkami itp. Ta druga była zabawniejsza, we lajk it a lot.
dżangla turistiko uno |
dżangla turistiko 2 |
dżangla nie turistiko |
pierwsze pijawki już wbite, czekają na odnalezienie |
dżewo sie przewróciło na ścieżkę... |
oni też mają pijawki |
landszaft z ukrytą dziką świnią |
A potem nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc znów było to nieszczęsne Jarantut i potem funkcjonowanie
sprowadziłem do podstawowych potrzeb i egzystencjalnych pytań pokroju:
- czy są już fale?
- czy boardszorty wyschły?
- czy zostały jeszcze krewetki?
Fajnie, bo Hiszpańczycy też dołączyli, więc dzieliliśmy razem troski i problemy dnia codziennego ( i krewetki też dzieliliśmy).
No i ten… tak to przez kilka dni wyglądało. Cherating, składające sie z jednej ulicy i kawałka plaży. Ale dobrej ulicy i dobrej plaży.
0 komentarze