W międzyczasie


Chwilę tu mnie nie było, bo byłem gdzie indziej, a w międzyczasie sporo się wydarzyło. Tak w sumie w sam raz jak na przeciętny wtorek - niedziela, choć z tego co widzę w Polsce dzieje się jeszcze więcej. Ale nieważne - znów było błoto, potem były robale, potem było za dobrze. A było tak.



Z niemałym bólem, żalem i w ogóle opuściłem Cameron Highlands kierując się w kierunku dżunglowym. Jednak z planów dotarcia tam sprawnie wyszło niewiele, bo stop nie działał, a na dystansie 200 km hinduski kierowca busa zafundował mi bonusowe 150 wrzucając do pojazdu który wiózł mnie w przeciwną stronę, tylko po to bym się przesiadł i wrócił busem jadącym tą samą drogą, ale tam gdzie chciałem… To tak na początek i potwierdzenie teorii, że jak coś idzie nie tak, to często stoi za tym śmiesznie kręcący głową koleżka z kropką na czole… tak jest. Serio. Potem musiałem późno w noc stopować by się dostać do Jarantut i prawie umarłem na jedzenie, bo dwóch kierowców wcisnęło we mnie spore obiady…

No ale, w końcu było to nieszczęsne Jarantut, które można porównać mniej więcej do Skierniewic. Nie ma tam za wiele, była przepodła nora do spania i w tej norze była parka Hiszpańczyków, Matira i Erlantz, z którymi zgraliśmy siły w ataku na dżunglę Taman Nagara.

Ataku częściowo udanym, bo połowa w jednym z ostatnich dziewiczych lasów na świecie była przygotowana pod niemieckich turystów, a druga połowa była zalana błotem, pijawkami, dzikimi świniami, powalonymi drzewami, pająkami itp. Ta druga była zabawniejsza, we lajk it a lot.
dżangla turistiko uno
dżangla turistiko 2
dżangla nie turistiko
pierwsze pijawki już wbite, czekają na odnalezienie
dżewo sie przewróciło na ścieżkę...
oni też mają pijawki
landszaft z ukrytą dziką świnią


A potem nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc znów było to nieszczęsne Jarantut i potem funkcjonowanie sprowadziłem do podstawowych potrzeb i egzystencjalnych pytań pokroju:

- czy są już fale?
- czy boardszorty wyschły?
- czy zostały jeszcze krewetki?






Fajnie, bo Hiszpańczycy też dołączyli, więc dzieliliśmy razem troski i problemy dnia codziennego ( i krewetki też dzieliliśmy).


No i ten… tak to przez kilka dni wyglądało. Cherating, składające sie z jednej ulicy i kawałka plaży. Ale dobrej ulicy i dobrej plaży.


You Might Also Like

0 komentarze