Adam Szostek
Agata Jednacz
azja
Bangkok
BKK
couch surfing
cropp'n'roll
Jacek Brychczyński
Kac Vegas
longandroll
longboard
longboarding
Tajlandia
Weird and wonderful Bangkok
Kurde, wiedziałem, że to miasto nie
może być normalne. I dobrze, bo po wybornych wczasach na wyspach liczyłem wręcz
na jakieś miejskie szaleństwo, kurz,spaliny i nieco
longboardowania. Lecz to co zastałem na miejscu mnie nieco przerosło. Nie było tylko małpy
sprzedającej dragi, jak w KacVegas 2...
all inclusive |
Stały ląd przywitał klasycznym
zamieszaniem, wciskaniem biletów na pociąg do Bangkoku, który do
Bangkoku tak w zasadzie nie jedzie, ale to nic nie szkodzi,
propozycjami mega drogich taksówek, finalnie dostaniu się na bus
stację, zgarnięciu za grosze (a raczej baty) biletu i zwinięciu na 7 godzin w przytulnym
siedzeniu z filmami o karate murzynach naprzeciwko. Kilkaset
kopniaków dalej byłem już w stolicy.
I się zaczęło... dzielnica na której
miałem nocleg nazywała się HwkhangKwang, wszystko ładnie
pięknie, ale przez pieprzony nadmiar spółgłosek nikt nie mógł
zrozumieć gdzie chcę się dostać. Próbowałem na wiele sposobów,
plując i dusząc się na przemian, a czasem i na raz. Nie pomogła mapa, bo w Azji nikt mapy nie rozumie i tylko kręci nią dookoła, z zapałem wykrzykując coś do kartki papieru. Strasznie to
dołujące było, trwało dwie godziny i pod koniec taksówkarz
wywiózł mnie na drugi koniec miasta, z którego metrem godzinę
jechałem do stacji docelowej...
Na szczęscie Ting, który miał mnie
nocować, dzielnie czekał i mimo godzinnego spóźnienia zgarnął mnie ze stacji metra. Chłopak
niestety wyjeżdżał z rana, więc przerzucił moją skromną osobę
do Rexa z Filipin, który mieszkał kilka pięter wyżej i też lubił
gości z całego świata zapraszać. Miał zresztą gdzie –
apartament na 19 piętrze z widokiem na całe miasto, siłownia i
basen na dachu, piętro wyżej... no cóż zrobić, narzekał nie
będę. W tej ciężkiej sytuacji nie byłem sam, okazało się, że
u Rexa jest jeszcze 2 polaków, więc chcąc niechcąc stworzyliśmy
tam mniejszość, a właściwie to większość, narodową.
Nocleg mój miał jednak pewien minus,
a mianowicie rzeźbę. Rzeźba stała przy moim stoliku, była
drewniana i miała kształt...wielkiego penisa. Ot sztuka nowoczesna, ale tworząca kiepską atmosferę do spania. Przynajmniej ja nie czułem się komfortowo...
Basenik z widoczkiem. Nie liczcie na zdjęcia rzeźby, i tak mam mini traumę. |
Bangkok szybko okazał się pełen
takich niespodzianek, od specjalistycznych, gumowych zabawek o nazwie Max Pain,
sprzedawanych razem z kalkulatorami, po kolesi wciskających wypad na
ping-pong show, które wcale nie jest pokazem tajskich mistrzów
paletki. Bardziej mistrzyń i to na pewno nie w wersji dopuszczonej do Olimpiady. Miasto jest przeokrutnie imprezowe, szczególnie Khao San,
podróżnicze ghetto, pełne barów, kolesi sprzedających garnitury,
tandetnych koszulek i dziwnej szamy.
Khao San hell |
piwne przekąski |
też nie potrafię wyjaśnić tego nakrycia glowy. peace! |
ulica mistrzyń ping-ponga |
... |
kFiat polskiej motoryzacji |
Tajska Republika Bananowa |
superdog |
Dla psa dresiarza |
Oprócz takich, jakby nie patrzeć dziwnych, akcji, trafiło się też sporo zwiedzania, od swobodnego śmigania na desce po okolicach Chinatown i Chatuchak Market, po pokorne przyglądanie się złoconym rzeźbom Buddy w XV wiecznych świątyniach. W całym mieście jest ich ok 400, więc zostaliśmy przy kilku, lecz i tak robiły mega wrażenie. Na sam koniec nawet nieco deskorolki się w to wszystko udało wpasować i nieco z lokalesami pogadać.
taxi |
45 metrów złota,czyli Budda sobie leży, Wat Pho |
czipsy przyszły |
pan śniadaniowy |
świątynnie |
sztuka, jak się paczy |
po prostu trzeba sprawdzić samemu. Gorąco polecam. Adam Szostek.
1 komentarze
heheh oj taaaak oj taaaaak. do you want a tuk tuk sir?
OdpowiedzUsuń